Historia Alona
  




Ziomuś był maksymalnie świeckim mieszkańcem Izraela, równie dobrze mogłoby chodzić o cynka z Radomia, czy discomuła z Jaworzna - z oczu mu niezbyt dobrze patrzyło, tatuaż, ćmiki ..dragi, panienki, imprezy. Przebywał akurat w Nowym Jorku, gdzie na imprezie zażył kilka różnych narkotyków naraz, a następnie poczuł się źle - konkretnie, że umiera - i wraz z panienką ewakuowali się do taksówki. Tam zszedł.

  Następnie, jak relacjonuje - teraz już z długą brodą, ubrany na czarno, wszystko jak gorliwie religijny wyznawca judaizmu - unosił się nad taksówką, niby na magnetycznej uwięzi. Widział w dole swoje bezwładne ciało, i spanikowaną dziewcznę, na którą się osunął, krzyczącą że umarł. Kiedy przejeżdżali przez most, widział jak jest zbudowany nasz świat - mówi, że tak jak widział to Neo pod koniec filmu "Matrix". Kiedy mijali budynek, widział wszystkie pomieszczenia tego budynku naraz, i co się w nich dzieje - stąd wyprowadza analogię, że tak samo Bóg jest z nami wszystkimi naraz, Bóg jest jednocześnie przy wszystkich nas naraz - jest to możliwe, skoro dusza człowieka potrafiła być świadoma naraz tego, co dzieje się we wszystkich i każdym z osobna, pomieszczeniach budynku.

  Następnie zrobiło się jeszcze ciekawiej, bo kiedy skupił uwagę na jadącej wciąż taksówce, i swojej siedzącej w niej dziewczynie - w jednej sekundzie, która trwała jednocześnie całe życie, zobaczył każde wydarzenie z jej życia, wszystko od dzieciństwa do teraz, wszystkie wydarzenia i szczegóły, których nie mógłby zgadnąć ani w inny sposób się dowiedzieć. Trwało to jednocześnie krótko, i długo - a funkcjonuje jako dowód, że to naprawdę mu się przydarzyło, a nie były to halucynacje po narkotykach. Ponieważ ona to później potwierdziła, że te wydarzenia o których mówił, z jej dzieciństwa - faktycznie miały miejsce.




  I tak sobie leciał i leciał, gdy taksówka obrała kurs na szpital - aż nagle coś go chwyciło od tyłu. Nie widział tego czegoś, ale trzymało go tak że już nie mógł się ruszyć, i zaczęło go miażdżyć. Potem pociągnęło w jakąś głębię, tak że odwrócił się - już nie patrzył w dół, ale teraz w górę. Nie mógł się ruszyć, coś jakby powoli rozrywało go na strzępy, stopniując narastanie bólu. Znalazł się w ciemności, która była ciemnością w ciemności - absolutna ciemność. Coś mówiło mu jakby, że: "należysz teraz do mnie." Opisując co wtedy czuł, podał przykład co może czuć żołnierz schwytany przez wrogie wojsko, który wie że będzie poddany torturom i stracony - i żeby pomnożyć to uczucie razy miliard, taki to był strach i przerażenie, i pewność że będzie to trwało w wieczność. Gość mówi, że trudno to zrozumieć - ale był tam jak gdyby 5 milionów lat. Że w tamtym, następnym wymiarze nie ma czasu - przeszłość, teraźniejszość i przyszłość stanowią jedno.


  Krzyczał jak małe dziecko: "Nie, nie...Proszę Boże, uratuj mnie z tego !" Nie od razu, ale zaczęły się pojawiać, małe jak gdyby punkciki światła. Po pewnym czasie światłość zrobiła się ogromna, miała formę olbrzymiego trójkąta. Wszedł jakoś w to, i znalazł się gdzie indziej.


  Znalazł się wśród jakichś "sędziów", którzy pytali go, mniej więcej "-Co jest grane? O co ci chodzi, gościu? Po co żeś tu przylazł, czy nie rozumiesz, za co żeś skończył tak marnie?" Zaczął coś skomleć, i zobaczył wtedy wszystkie swoje grzechy, z całego życia - grzechy w tym wymiarze okazują się byś skazami na Istnieniu we innym wymiarze, którego nasz świat jest jedynie cieniem. Każdy grzech to poważna sprawa, obraza Boga i rana we wszechświecie, rysa na Istnieniu. Za wszystko trzeba zapłacić. Te grzechy jakby ożyły i były jego oskarżycielami.

  Po drugiej stronie miejsce dla obrońców - to dobre uczynki. Ale tam prawie nikogo nie było, ponieważ gość prawie nie miał żadnych dobrych uczynków. Dlatego zrozumiał, jaki musi być jego los - ale dano mu jeszcze jedną szansę, albo właściwie postawiono przed wyborem: albo wracasz tam, do tej ciemnej siły, albo wracasz na Ziemię i zmieniasz całkowicie swoje życie, staniesz się religijny i będziesz opowiadać o tym, czego tu doświadczyłeś. Pokazali mu też przyszłość, i zobaczył siebie w tej długiej brodzie, jaką noszą religijni Żydzi. Cały film z jego przyszłego życia już mieli, i mu pokazali.

 Powrót do tej ciemnej, okrutnej i nienawistnej siły "nie był opcją", więc musiał wybrać to drugie. Ocknął się w taksówce, przekonał dziewczynę i taksówkarza, że tylko zemdlał - choć ona mówiła mu: "wiem że umarłeś, nie oddychałeś i nie miałeś pulsu". W ogóle początkowo nic z tego nie pamiętał, tylko wiedział że zdarzyło się coś niesamowitego, niewiarygodnego, coś bardzo ważnego - ale nie wiedział, co. Dopiero dwa tygodnie później mu się to nagle przypomniało, gdy zasypiał - nagle wszystko sobie przypomniał, co działo się gdy był poza ciałem. Od tego czasu przez półtora roku przygotowywał się do "skoku", zrywał z nałogami itp. - aż w końcu porzucił dotychczasowe życie imprezowicza raz na zawsze i stał się religijnym, praktykującym wyznawcą judaizmu. Znajomi przez pewien czas dopytywali się "czy wszystko z tobą w porządku?", ponieważ z agresywnego, wulgarnego i pełnego przekleństw języka - jego mowa przeistoczyła się w łagodną, spokojną i stonowaną.

 Gość opowiada o tym wszystkim przez półtorej godziny, ale w na tyle ciekawy i fajowy sposób - że obejrzałem, choć zazwyczaj nie trybię materiałów wideo dłuższych niż 20 minut, w dzisiejszej dobie nalotów dywanowych informacji. W sieci krąży coraz więcej relacji typu "trip to hell", różnych osób z różnych krajów, które w jakiś sposób na pewien czas znalazły się w sferze, gdzie trafia się po śmierci - i doświadczyły tam rzeczywistości tak przerażającej, że nic na tym padole nie jest warte, aby w taki sposób za to zapłacić. "Naszą relację z Bogiem przez wieczność, kształtuje nasza relacja z Bogiem podczas życia" - tymi słowami Alon Anava kończy swoją relację, jakże mądrymi w kontekście tego, co on i ja odkryliśmy - choć jeszcze parę lat temu, obaj byliśmy zapatrzonymi w siebie narkomanami. Jednakże: "Bóg objawia się tym, którzy o niego nie pytali, którzy go nie szukali." Poniżej fragment, który przetłumaczyłem:

Nara, wiara - obyśmy nie spotkali się w piekle, tylko gdzie indziej . .